Blog, Strefa wiedzy

Wywiad dla Musculator.pl

Wywiad udzielony portalowi Musculator.pl. Rozmowę przeprowadził Paweł Rożniatowski.

Paweł Rożniatowski: Jak doszło do tego, że zaczęłaś interesować się kulturystyką, fitness
i sportami siłowymi?

Magdalena Wiktorowicz: W klasie maturalnej zafascynowała mnie Iza Stasikowska – założycielka Open Mind. W magazynie Shape była rubryka jej poświęcona. Napisała tam o prozdrowotnych korzyściach z uprawiania fitness. Była też wzmianka, jak dobrze pamiętam, o mentalnym podejściu do treningu. Wracałam do tej rubryki często, ale że gazeta trochę nieporęczna, to wyrwałam tę stronę
z gazety i trzymałam w miejscu dla mnie widocznym, np. w książce, którą czytałam.

Podobno teraz się znacie?
Izę miałam ogromną przyjemność poznać kilka lat później.

No więc jak trafiłaś na siłownię?

Przeprowadziłam się na studia dzienne do Lublina i tam zdecydowałam się trenować fitness w klubie. Nie z wielkiej fascynacji, a zwyczajnie miałam obrany cel – chciałam schudnąć. Po fatalnym sposobie odchudzania się w klasie maturalnej doświadczyłam przykrego efektu jo-jo. Podejmowałam się prób odchudzania wiele razy i tyle samo razy chudłam/tyłam. Chodziłam na zajęcia grupowe po 10 godzin tygodniowo, to jest po 2 godziny dziennie. Nie miała znaczenia pogoda – mróz w zimie, burze, upały – nic mnie nie powstrzymało.

 

Nawet imprezy u znajomych?
Moi znajomi/przyjaciele przyzwyczaili się, że jeśli będzie impreza, to ja dotrę, ale po fitnessie. Potem już tylko pytali, o której skończę w klubie, żeby zaplanować wieczór. Z akademika do klubu fitness szłam pieszo jakieś 30 do 40 minut w jedną stronę. Instruktorki, do których chodziłam na zajęcia, niezwykle mnie fascynowały i każda czymś innym. Chciałam być taka jak one. Użyłam sposobu wizualizacji i wyobrażałam sobie co wieczór ten dzień, w którym poprowadzę swoją godzinę zajęć. Minął rok, zdałam egzamin i Kasia Jaruga, niespodziewanie zresztą, poprosiła mnie o zastępstwo. Wierzyła we mnie bardziej niż ja w siebie. Po tych zastępstwach dostałam swoje godziny.

I w końcu schudłaś?
(śmiech) W tym czasie zdałam sobie sprawę, że nigdy mój organizm się nie ustabilizuje, jeśli będą ciągłe wahania wagi. Zmieniłam nastawienie do tego, jak się odżywiam. Wybierałam produkty, które mi służyły i odstawiłam te, po których źle się czułam. Schudłam i nosiłam rozmiar małe S, ale dalej czegoś mi brakowało. Byłam chuda, ale bez tkanki mięśniowej.

Wtedy przyciągnęła Cię siłownia?
W tym samym klubie, w którym trenowałam jako klientka, a potem prowadząca zajęcia ćwiczyli mistrzowie kulturystki ze sceny zawodowej: Tomek Błaziak, Dominik Hałas, Marek Dorosz, Sławomir Pwalczak. Bacznym okiem obserwowałam wszystko, co się tam dzieje: jak ćwiczą i dlaczego, jak zmieniają się ich sylwetki, jak przygotowują zawodników, jak wyglądają ich posiłki i dlaczego takie. Spędzałam w klubie jeszcze więcej czasu. Nie miałam żadnego pojęcia o kulturystyce, a jedynie chęci i wiadro determinacji, żeby to wszystko poznać od środka.

Poprosiłaś chłopaków o naukę.
Sławek i Tomek poświęcali mi bardzo dużo swojego czasu i cierpliwej uwagi. Można powiedzieć,
że miałam to szczęście, że chcieli się dzielić wiedzą. Przychodziłam na treningi siłowe i łykałam wszystko: ciekawostki treningowe, technikę ćwiczeń, odżywianie i cały ten klimat. W tym czasie sprawdzałam na sobie, co działa, co nie działa, jakie ćwiczenia lubię najbardziej, itd. Bóle mięśniowe, bardzo często kilkudniowe, pamiętam jak dziś. To było to.

Czy to był impuls, by zrobić kurs instruktora kulturystyki?

Zdecydowałam się na kurs kulturystyki w PAS. Nigdy nie pożałowałam. Kolejna osoba, która odegrała w tej drodze ważną rolę to trener mojej grupy z kursu, Darek Czarnecki. W wolnych chwilach zabierał mnie na siłownię i męczył ćwiczeniami tak długo, aż zrobiłam je faktycznie bardzo poprawnie. Po jednym z takich treningów akton tylny barku miałam zmasakrowany. Byłam wdzięczna za każdy trening, bo dużo mi to dawało. Technikę miałam już dobrą i zawstydzał tym chłopaków z kursu. (śmiech) Rosłam nad ziemią! Moja duma z siebie aż mi się nie mieściła. Tak się właśnie rozwijała fascynacja do fitness i kulturystki. Ciekawość, nastawienie, determinacja, pasja, ludzie, sytuacje. Wszystko to sprawiło, że cel został osiągnięty.

Porozmawiajmy trochę o zajęciach fitness, które prowadzisz. Jak było na początku?

Kiedy stawiałam pierwsze kroki w zawodzie instruktora, nie wiedziałam, w jakiej dziedzinie chcę się szczególnie specjalizować. Fitness mnie fascynował bardzo mocno – zresztą nic z tego zamiłowania nie ubyło – i absorbował każdą wolną chwilę. Chciałam dużo wiedzieć, dlatego postawiłam na wszechstronność. Stąd prowadzę różnorodne formy zajęć: Dance, Step, Bosu, Pump, ABT, Stretching, Trening Funkcjonalny, Boot Camp, Nordic Walking, Kettlebell, DeepWork, Aktywne 9 miesięcy, Tabatę. Każdą z tych form cenię sobie za jakiś jej szczególny aspekt i doceniam ich specyfikacje.

Które z tych zajęć mogłabyś szczególnie wyróżnić?
Szczególnie bliski i absorbujący ostatnimi czasy stał mi się DeepWork. Program stworzony przez Roberta Steinbachera. Program ten łączy w sobie pracę, to jest cardio i subtelność pod postacią odprężenia – to jest relaksu – nie mylić z technikami medytacyjnymi czy relaksacyjnymi. Nie potrzeba żadnych sprzętów i butów, a bez maty też by się obeszło. Śmiało mogę powiedzieć, że uwielbiam trening na boso. DeepWork jest oparty na koncepcji Yan&Ying. Każdy da sobie radę i każdy może ćwiczyć DeepWork. To nie jest nic podobnego do Crossfitu czy Bootcamp, gdzie ćwiczy się naprawdę ciężko. Tutaj nie chodzi o to, żeby ludzi zmęczyć do granic możliwości, ale żeby dać im wybór poziomu ćwiczeń, który oni dostosowują do siebie poprzez obserwowanie swoich możliwości i ograniczeń.  Ćwiczenia może nie są łatwe, ale w całej swojej złożoności są proste. No i ta muzyka. Genialna. Fantastyczny trening. Jeśli tylko w swojej miejscowości macie prowadzone lekcje DeepWork, to gorąco polecam.

Szczerze powiedziawszy, to słyszę o tej formie pierwszy raz. Myślałem, że zaczniesz od zajęć rytmicznych, dance’owych, które zdaje się przyciągają najwięcej entuzjastów płci żeńskiej.

Bardzo lubię prowadzić i chodzić na zajęcia z Dance. Jednak obecnie mało prowadzi się tej formy
w klubach, a szkoda. Myślę, że może to wynikać z niechęci klientów. Wychodzą z pracy i nie chcą już więcej myśleć. Fakt jest taki, że  trzeba zapamiętywać kroki i być cały czas obecnym na sali ze świadomością tego co się dzieje. A jak się w porę nie załapie kroku, to pojawia się frustracja, zupełnie niepotrzebnie. Lepiej skupić się na dobrej zabawie. Zawsze można poprosić instruktora, żeby pokazał to jeszcze raz i jeszcze raz. Choreografia jest przede wszystkim ruchem naśladownictwa, co jest piękne. Świetnie rozwija koordynację, poruszanie się w przestrzeni, pamięć, ogólną postawę przy poruszaniu się na co dzień. Przy tym nabiera się dystansu do siebie i jest fun. A kiedy przyjdzie finał… ciśnie mi się na usta … tylko dance ma sens. (śmiech)

A co z zajęciami dla twardzieli, typowo siłowymi?

Od początku mojej pracy upodobałam sobie Sztangi. W klubach funkcjonują różne nazwy tej formy, tak jak: Pump, Body Pump, Body Bar, Magic Bar. Sztangi są świetnym zamiennikiem, jeśli nie ma się tyle czasu w ciągu tygodnia, żeby przećwiczyć każdą partię mięśniową osobno. Intensywność treningu dobiera się samemu poprzez dobór obciążeń pod kątem możliwości i wytrenowania uczestnika. Cechą charakterystyczną jest stały zestaw ćwiczeń, którego kształt zmienia się cyklicznie co 2-3 miesiące. Doskonały trening tak dla kobiet, jak i dla mężczyzn.

Osobiście zakochałem się w tabacie…
Interwał i Tabata, które w naszym klubie funkcjonują pod nazwą „Pożeracz tłuszczu”, polecam szczególnie wymagającym klientom, lubiącym wyzwania i ciężką pracę. Ćwiczenia są wykonywane nie w określonej z góry liczbie powtórzeń, ale na czas. Klienci dostosowują tempo do siebie, ale zawsze jest to 100% ich możliwości. Co ciekawe przy tego typu treningach moi indywidualni klienci tracą sporo cm zbędnej masy tłuszczowej w okolicy szczególnie brzucha i ud.

Dlaczego w ogóle trenujesz, co daje Ci trening?
Trenuję, bo lubię to po prostu. Z pasji. Kocham ten sport, ale mam do niego zdrowy dystans. Będąc wykluczoną z treningów na 6 miesięcy z powodu kontuzji obu kolan, niesamowicie doceniłam fakt, że jestem sprawna i zdolna do tego, aby stawiać sobie większe wymagania. Jeśli kogoś dotknęła przykra kontuzja, to doskonale wie, o czym mówię.

Co w sporcie fascynuje Cię najbardziej?
Fascynują mnie widoczne rezultaty treningu i dobranej diety w postaci zmiany kształtu sylwetki. Lubię obserwować te zmiany na sobie i próbować nowe ćwiczenia/metody, ponieważ dzięki temu też wiem co polecać klientom.

A czy nauczyłaś się czegoś poprzez rozwijanie swoich pasji?
Czy chcę, czy nie, trening i cała ta otoczka związana z przygotowywaniem posiłków uczy mnie samoorganizacji, konsekwencji i systematyki. Bez tych umiejętności nie byłoby oczekiwanych efektów. Brian Tracey podobno dalej się uczy samodyscypliny, choć jest uważany za człowieka bardzo zdyscyplinowanego. Kiedy zaczynam trening, skupiam się jednotorowo, to jest na cel, a celem jest wykonać założony plan treningowy. Nie myślę
o problemach czy stresach, jeśli takie są, w myśl „tyle problemów i tylko jedno rozwiązanie – trening”. Często się potem okazuje, że rozwiązanie lub nowe podejście samo się znajduje.

Ulubione ćwiczenie
Jeśli mam wybrać jedno ulubione ćwiczenie na ten moment, to będzie wiosłowanie hantlem jednorącz w opadzie tułowia. Polubiłam podciąganie na drążku w wąskim chwycie i pompki na poręczach. Pierwsze jest wyzwaniem, bo opornie mi to idzie (mam siedem powtórzeń, a założyłam 10 samodzielnych), a drugie jest spełnieniem, bo zaczynałam od niczego – krok po kroku, powtórzenie za powtórzeniem i dzisiaj zrobię pełną serię w 12 powtórzeniach. Nigdy już nie opuszczam tego ćwiczenia przy tricepsach.

Partia mięśniowa, którą ćwiczysz najchętniej.
Najchętniej ćwiczę brzuch, plecy i biceps. Są najlepiej rozwinięte i szybko reagują na bodźce treningowe.

Partia mięśniowa, której nie lubisz ćwiczyć
Nogi i pośladki ze względu na to, że są mega odporne, zwłaszcza pośladki, na zmianę swoich kształtów.

DIETA:

Wspomniałaś o diecie…
Stosuję dietę, ale nie ukrywam, że czasem wpadnie coś nieprzewidzianego. Na przykład długi czas miałam słabość do świeżutkich, dużych pączków z czekoladą Prosto z Pieca. Najlepiej smakowało tylko w poniedziałki. (śmiech)

Od czasu do czasu trzeba dać organizmowi chwilę wytchnienia?
Jeżeli w ciągu tygodnia pięknie się trzymam diety, to w sobotę robię odpoczynek i na 3 posiłek „cheat meal” jadę do pizzerii Cilento. Chłopaki przygotowują mi taką pizze, jaką lubię najbardziej, czyli na cienkim cieście i wszystkie składniki. Do tego oczywiście oliwa z oliwek, najlepsza na ostro.

Stosunek do suplementacji.
Stosunek do suplementacji mam pozytywny. Uważam, że krzywdy nie robi, a wspomaga w osiąganiu zamierzonych celów. Kwestia przypilnowania posiłków, potem dobrania suplementacji i jest wszystko ok. Gorzej jak ktoś pomylił suplementy z posiłkami. Albo taka historia: nie chce się przygotowywać posiłków i wszystko lub prawie wszystko popija odżywką …  nie tędy droga. W ciągu tygodnia prowadzę dużo zajęć grupowych, a sama trenuję na siłowni od 4. do 5. razy w tygodniu, dlatego podpieram się suplementacją choćby po to, żeby szybciej i sprawniej się regenerować.

Czy pamiętasz swoje pierwsze zajęcia fitness jako uczestnik i jak się wtedy czułaś?
To były zajęcia ze sztang. Nie pamiętam, jak się czułam podczas zajęć. Widocznie byłam mocno zaabsorbowana tym, co się tam działo – wszystko nowe. Natomiast po lekcji bardzo dobrze pamiętam. Czułam się umęczona, zmachana, sponiewierana przez sztangę, a trzeba było jeszcze dojść do domu o własnych siłach. Bóle mięśniowe kilkudniowe…pomyślałam … kto to daje radę tak ćwiczyć, nie mogę chodzić i jeszcze za to płacę. Oczywiście jak mi przeszło, wróciłam na zajęcia i dołożyłam więcej na sztangę. Seniorki wyciskały więcej niż ja! (śmiech)

Jak wypadły pierwsze zajęcia w roli prowadzącej?
Stresowałam się bardzo, bo zależało mi, żeby dobrze wypaść, a to były zajęcia w zastępstwie. Klientki, z którymi ćwiczyłam jako uczestnik, w tamtym momencie ćwiczyły ze mną jako prowadzącą. Wszystko fajnie poszło.

Jak oceniasz zainteresowanie kulturystyką i fitness w swoim regionie i kraju?
Tam gdzie mieszkam i pracuję rynek fitness bardzo dynamicznie się rozwija. Powstają kolejne kluby
i studia, a to znaczy, że jest zapotrzebowanie na takie usługi. Zdecydowanie więcej osób ćwiczy niż kilka lat temu, kiedy się tutaj przeprowadziłam. Klienci chcą dbać o siebie, przede wszystkim dla zdrowia i lepszego samopoczucia. Więcej młodych dziewcząt i kobiet ćwiczy na ciężarach, choć wciąż jest to niewielki odsetek. Zainteresowanie kulturystką i fitness w ostatnich latach prężnie się rozwija,
z tego co obserwuję. Na przykład w tym sezonie było więcej chętnych startujących w zawodach sylwetkowych niż rok temu. O czymś to świadczy.

Czy Twoi klienci wolą polegać na swojej wiedzy, czy chętnie słuchają porad instruktora?
Chętnie słuchają porad i sami zadają pytania. Bardzo mnie to cieszy. Czy stosują się do nich, to różnie bywa. Też jesteś instruktorem, więc wiesz najlepiej (śmiech).

Czy przytrafiła Ci się sytuacja podczas pracy w klubie, która zostanie w pamięci na całe życie?
Tak, pewnie. Są takie sytuacje, ale nie wszystkie dobrze pamiętam. Chyba zacznę zapisywać. Na przykład pamiętam, pewnego razu przyszedł wcześnie rano młody mężczyzna, potencjalny klient klubu. Bez śniadania, jak się okazało. Po 15 minutach treningu zrobiło mu się bardzo słabo, a kolory na twarzy zmieniał bardzo szybko. Miałam w portfelu tylko jakieś drobne. Pobiegłam szybkim susem po dwa duże podwójne Snickers-y do sklepu. Tak szybko po obiekcie jeszcze się nie poruszałam. Chwilowo tak jakby odżył. Jakiś czas później zostawił, w zasadzie nie on, bo mamę swoją pofatygował – opakowane w różowy papier drobne za batony z podpisem dziękuję i uśmiechniętym emotikonem.

Bardzo miły gest z jego strony.
Tak. Pamiętam też niepełnosprawnego młodego chłopaka. Miałam przyjemność prowadzić z nim lekcje indywidualne. Miał w sobie niesamowitą determinację, której nie widziałam wtedy u żadnej innej sprawnej osoby. Klienci wokół niego patrzyli trochę z zaskoczeniem, co robi na siłowni niepełnosprawna osoba. Kompletnie nie zwracał na to nawet najmniejszej uwagi. Innym razem pewna kobieta wyściskała i wyprzytulała mnie w szatni jak misia, przy tym powiedziała „dobrze, że jesteś”. Do dzisiaj nie wiem o co chodziło…

Sporo tych sytuacji…
(śmiech) Jeszcze inna sytuacja – młoda kobieta, mama dwójki dzieci, przyszła pierwszy raz do klubu. Zaopiekowałam się nią zgodnie z moim obowiązkiem. Tydzień później dostałam telefon z recepcji jakoby pewna Pani prosi o szybkie spotkanie. To była ona. Okazało się, że jest w ciąży z trzecim dzieckiem. Wysłuchałam wszystkiego, co chciała powiedzieć. Na koniec spotkania padło takie zdanie „bo Ty jesteś nie tylko trenerem, ale psychologiem, motywatorem i dobrym człowiekiem”. Miło, że się przydałam i mogłam pomóc … poczułam się trochę jak kawa 3w1.

Skoro o tym mowa – jak, Twoim zdaniem, powinno wyglądać prawidłowe podejście do klienta?
Każdy nowy klient na siłowni powinien mieć dostęp do wiedzy instruktora i rozpisanego przez niego dobranego do potrzeb i możliwości fizycznych planu treningu. Ważny jest miły i przyjemny dla klienta kontakt z trenerem. Tym chętniej klienci wracają do takiego trenera i notabene do klubu. Klient powinien czuć, że jest otoczony nie tylko fachową poradą, ale i ludzkim ciepłym podejściem.

Znaczna część kobiet woli unikać zajęć, gdzie grupa składa się z kobiet i mężczyzn – po prostu się wstydzą. Jak jest w Twoim przypadku, czy chętnie trenujesz pośród mężczyzn, czy podczas treningu raczej od nich stronisz?
Trenuję pośród mężczyzn. Nie ma gdzie się przed nimi ukryć, bo ćwiczymy na jednej strefie siłowej.
A tak na serio nie mam z tym problemu i się nie wstydzę. Proszę ich często o asekurację, jeśli takiej potrzebuję, a oni mnie. Czasem wybierzemy się wspólnie na trening do innego klubu.

Jak reaguje płeć przeciwna widząc prowadzone przez Ciebie zajęcia, ewentualnie widząc Ciebie podczas ćwiczeń?
Trzeba by było zapytać o to płeć przeciwną… Nie rozglądam się podczas treningu, ale z tego co mi wiadomo… jeden pan mało krzywdy sobie nie zrobił, jak wypadła mu 30-kilowa hantla z ręki przy wyciskaniu. Pewnie się zamyślił. (śmiech)

Jak starasz się wpłynąć na zmianę niewłaściwego nawyku treningowego klienta podczas jego treningu w klubie?
Nie narzucam się ze swoją wiedza, a bardziej sugeruję klientowi lepsze rozwiązanie techniczne lub pomysł na ćwiczenie. W tym sporcie nie jest trudno o kontuzje czy drobniejsze urazy, dlatego zwracam szczególną uwagę na bezpieczeństwo w treningu i utrzymywanie prawidłowej postawy klienta. Mój trener mawiał: „jeśli ktoś nie chce skorzystać z Twojej wiedzy to znaczy, że jeszcze nie jest na to gotowy”. I tego się trzymam. Jeżeli ktoś usilnie kaleczy ćwiczenie, to czy tego chce czy nie, ja reaguję, choćby z końca sali. Zazwyczaj klient mi dziękuje, bo faktycznie odczuwa różnicę.

Jak starasz się zainteresować młodych ludzi sportami siłowymi?
Jeśli tylko pytają o kwestie sportów siłowych, to staram się możliwie szczegółowo odpowiadać. Często sami się do mnie zwracają z konkretnym pytaniem lub po konkretną radę, bo siedzę w branży. Kiedy potrzebują jedynie motywacji, żeby podjąć się działania, bo nie są pewni, czy to dla nich, czy sobie poradzą – to sugeruję, żeby jedynie spróbowali, bo niczym nie ryzykują. Gdzie się pojawię i wyjdzie na jaw, że pełnię zawód trenera, to dostaję masę pytań i oczywiście na wszystkie odpowiadam.

W jaki sposób przyciągasz do klubu klientów?
Powiem tak… jeżeli klienci są zadowoleni z jakości mojej pracy, to polecają mnie innym, a do klubu przybywają nowi klienci. Z tego co mi mówią bezpośrednio, to przyciągam ich m.in. podejściem z pasją i zaangażowaniem do tego, co robię. Niektórych ponoć tym, że dobry wycisk daję i mam zróżnicowane ćwiczenia. Jeszcze innym podoba się muzyka. Dla niektórych jestem motywacją i źródłem energii. Prawdopodobnie tym, że mam zindywidualizowane podejście i naprawdę przejmuję się tymi, którzy wymagają bardziej troskliwej opieki.

Jak wygląda Twój dzień powszedni połączony z treningiem?
Wstaję pomiędzy 5.00 a 5.30 rano. Sprawdzam w kalendarzu, co jest do zrobienia na dzisiaj.
Od godz. 6.30 do popołudnia mam dyżur na siłowni. Kończę dyżur i robię swój trening. Potem prowadzę zajęcia grupowe. W międzyczasie prowadzę konsultacje treningowe i/lub treningi personalne. Następnego dnia, kiedy nie mam dyżuru, przygotowuję posiłki na najbliższe 2/3 dni. Wychodzę na swój trening i zajęcia grupowe. Załatwiam ważne sprawy na mieście i robię zakupy. Wieczorem, jeśli nie jestem zbyt zmęczona, to czytam literaturę branżową. Generalnie każdy mój dzień w tygodniu wygląda bardzo podobnie.

Powiało nudą…

(śmiech) Nie ma czasu na nudę! Tak się złożyło, że moja praca i pasja znajdują się w jednym miejscu, ale ludzie, których tam spotykam tworzą każdy z tych dni innym.

Nie spytałem o suplementy. Osoba aktywna, taka jak Ty, na pewno czegoś tam używa?
Jak najbardziej jestem za inteligentnym stosowaniem suplementacji.
Obecnie przyjmuję kreatynę i argininę przed/po treningu. Izolat białka serwatki do śniadania/po treningu. BCAA i Vitargo, jeśli jest taka konieczność, i/lub plan redukcyjny. Do tego tran prawie całorocznie, glukozaminę, witaminy i minerały. Jeśli chwilowo nie mam witamin i minerałów, to przyjmuję większą dawkę wapnia, magnezu, kompleks Wit. B, cynk, Wit. C.

Jak wygląda Twoja motywacja w dni, które nie zachęcają do wyjścia z domu?
Jeżeli mam dzień wolny od pracy a w planie jest trening, to po prostu wychodzę i robię swoje. Tak po prostu. Wychodzę i działam. Tylko ja znam siebie na tyle dobrze, żeby wiedzieć ile pracy włożyłam
w to, co osiągnęłam dzisiaj i co jest jeszcze przede mną. Samodyscyplina jest sztuką, ale i kluczem do osiągania celów. Do wyjścia z domu zniechęciłaby mnie zdecydowanie burza z piorunami. No tak mam, że lubię popatrzeć na błyski, ale z daleka, najlepiej spod koca (śmiech). Jeżeli już zdarzy się taki dzień, bo jestem zbyt zmęczona czy coś ze zdrowiem, to nie popadam we frustrację. Przeznaczam ten czas na regenerację.

W jaki sposób zachęciłabyś inne osoby, by zaczęły uprawiać fitness?
Na co dzień w mojej pracy obserwuję klientów w różnym wieku. W trakcie tej drogi do celu zauważam zmiany. Zmieniają się mentalnie – podejście do siebie, a przez to do innych. Osoby, które były zamknięte w sobie i wstydliwe stają się bardziej kontaktowe, chętniej rozmawiają i nie stronią od innych. Częściej się uśmiechają, są bardziej pewne siebie, bo zaczynają lubić siebie w swoim ciele. Klienci nabierają też większej świadomości, jak pracuje ich ciało, słuchają siebie. Trening nie jest dla nich przykrym obowiązkiem, nawet jeśli tak było. Nie potrafią już nie przyjść do klubu, jeśli nie na pełną jednostkę treningową, to mówią „chociaż te 45 minut, bo lepiej się czuję”. Jest tak dużo form fitness, tylko naprawdę trzeba chcieć być odpowiedzialnym za swoją sprawność.

Na starsze lata to procentuje.
Przykład prosto z podwórka. Mimo skończonych 50 latek moja mama porusza się nie samochodem, ale rowerem od lat trzydziestu. Jest zdrowa, sprawna i przygaduje rówieśnikom – jakby się chciało za młodego ruszać, to by się miało zdrowe stawy. Wniosek z tego taki, że każdy ruch jest lepszy niż jego brak. Czy naprawdę nie macie czasu na ruch 3 razy w tygodniu? Hmmm zauważyłam, że jest to jedynie kwestia potrzeby i priorytetu.

Twoje plany na najbliższą i nieco dalszą przyszłość.
W najbliższej przyszłości – a to już niedaleko – planuję odpoczywać na urlopie. Od 26.07 do 1.08 będę instruktorem prowadzącym DeepWork na Body&Mind Camp w Smerku w Bieszczadach. Z tego co wiem, są jeszcze wolne miejsca, więc serdecznie zapraszam do kontaktu. Kolejne dwa, może trzy tygodnie spędzę z kochanymi przyjaciółmi. W nieco dalszej przyszłości planuję zrealizować cele bardzo osobiste i spełniać się zawodowo. Planuję również wreszcie podróżować. Pierwsza będzie Europa, a potem … zdecydowałam, że nie chcę umrzeć i nie zobaczyć słonia na afrykańskiej ziemi.

Czy chcesz coś przekazać Czytelniczkom Musculator.pl?
Dziewczyny, nie zniechęcajcie się do diety i treningów, nawet jeśli próbowałyście już wiele razy. Ja też próbowałam wiele razy, ale nie poddałam się nigdy. Szukałam przyczyn dla danego stanu rzeczy
i rozwiązań, ludzi i motywacji – wszystkiego, co pomagało mi nie zbaczać z obranej drogi.
W najbliższych kręgach znana jestem ze swojej upartości.
Dajcie sobie kolejną szansę na wymarzoną sylwetkę i sprawniejsze ciało. Tym razem z nastawieniem na sukces. Powiedzcie sobie, że teraz porażka nie wchodzi w grę. Najłatwiej jest zrezygnować na starcie. Pytajcie swoich instruktorów w klubach, oni tam na Was czekają. Sięgajcie po rady specjalistów i ludzi, którym ufacie.
Obserwujcie tych, którym się udało i zróbcie to samo. Wyznaczcie sobie konkretny, możliwy do zrealizowania cel, z konkretną datą i pracujcie nad nim z uporem maniaka. Satysfakcja z osiągnięcia gwarantowana.

Dzięki za wywiad, życzę powodzenia we wszystkim, co zamierzasz.
Dziękuję i pozdrawiam redakcję Musculator.pl i Waszych Czytelników.

Wywiad udzielony portalowi Musculator.pl. Z Magdaleną Wiktorowicz rozmawiał Paweł Rożniatowski.